• 87 Posts
  • 16 Comments
Joined 4 months ago
cake
Cake day: July 16th, 2024

help-circle























  • Jeszcze odnośnie zwrotu którego użyłeś, “polacki rasizm”. Problemy, o których wspominasz, są kalkowane z Zachodu przez użytkowników anglocentrycznych korpomediów, w dużej mierze ludzi opłaconych, w celu umożliwienia łatwej kapitalizacji politycznej na dobrze wypróbowanej za granicą polityce tożsamości.

    Polska nie jest państwem zbudowanym na dyskryminacji rasowej. Nie ma w stanozjednoczeńskim dyskursie rasowym ordynarnie przetłumaczonym na język polski nic charakterystycznie polskiego.





  • Cytat do którego się odniosłem właśnie dotyczył tematu braku kultury. Dla mnie to ważny i zbyt mało prominentny temat w głównonurtowym politycznym dyskursie dotyczącym moderacji. Dlatego o tym wspomniałem. Nie napisałem nigdzie, że bigoteria nie była moderowana na Twitterze lepiej przed zakupieniem Twittera przez Muska – z całą pewnością była. Nie udowodnię ci, że twoje zgłoszenia były nieskuteczne, bo nie wiem co to były za posty które zgłosiłeś.


  • Treści nienawistne rasowo i wobec gejów są właśnie wśród tych niektórych moderowanych przekazów politycznych. Ale to i tak tam jest robione w sposób zachodniocentryczny, bo np. Marksizm-Leninizm już jest tolerowany. Jak jeszcze miałem konto na Mastodonie, to do strumienia często wpadał mi pewien bardzo popularny tam wychwalacz ZSRR i Chin (5.6K obserwujących).

    Natomiast wszelakie ataki osobiste, rzucanie wyzwiskami, obelgami, nieuzasadnionymi oskarżeniami, a także inne szkodliwe działania jak brigading i stereotypizowanie, bardzo rzadko podlegały moderacji jak jeszcze tam zaglądałem. Mastodon Server Covenant o nich nie wspomina.

    EDIT: Aha sory, zapomniałem że ty mówisz o Twitterze, nie o Mastodonie. Nie wiem jak dokładnie było z bigoterią i Marksizmem-Leninizmem na przedmuskowym Twitterze, ale myślę że praktycznie tak samo jak jest teraz na Mastodonie. Co do treści obrażających innych i brigadingu oraz stereotypizowania, moim zdaniem też było bardzo podobnie.



  • Może to naiwne pytanie, ale skoro o takich wątpliwych praktykach świat nauki wie, to studenci też pewnie wiedzą. Profesor, który je stosuje, wciąż będzie dla nich autorytetem?

    Studentów nie bardzo to interesuje, bo sfera kształcenia i sfera badań nakładają się w zasadzie tylko w czasie realizacji prac magisterskich. Studenci często nie mają pojęcia o procedurach publikacji wyników badań, a przede wszystkim o skomplikowanych regułach ewaluacji. Dużo większy udział w badaniach i publikowaniu ich wyników mają doktoranci. I tu w przypadku naruszania norm etycznych szkody są największe. Tych młodych ludzi uczy się, że tego typu praktykami mogą coś osiągnąć. W ten sposób te nieetyczne postawy przekazywane są z pokolenia na pokolenie.

    Zanim zacząłem chodzić na uczelnię też naiwnie myślałem, że studiowanie jest bliskie uczestniczeniu w działalności naukowej. Dopiero tam zorientowałem się, że studia to taka skrajnie wydłużona hierarchiczna szkoła zawodowa ustanowiona by wyrobić, głównie na papierze, instutycjonalizacyjne cele dla urzędników brukselskich, a faktyczna praktyka naukowa zaczyna się dopiero na etapie przewodu doktorskiego. Przy czym wiele, pewnie nawet większość, doktoratów w Polsce jest realizowanych tylko w celu uzyskania stopnia i nieraz nie jest potem nawet publikowanych. Przykład: nie jestem w stanie znaleźć w internecie pracy doktorskiej ministerki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk.




  • Dla wygody wklejam pierwsze pytanie z odpowiedzią z wywiadu:

    (…)Jak polityka wkradła się do kierowanej przez panią instytucji naukowo-badawczej?

    dr hab. inż. Alicja Bachmatiuk: Najpierw poproszono mnie o to, żebym powołała na swojego zastępcę polityka, Bartłomieja Ciążyńskiego (obecny wiceminister sprawiedliwości, były wiceprezydent Wrocławia, szef klubu radnych Lewicy, walczący przeciw ksenofobii i rasizmowi - przyp.red). Prezes SBŁ dr Hubert Cichocki zaprosił mnie do Warszawy i powiedział, że tu jest taki człowiek, który ma doświadczenia wdrożeniowe i legislacyjne. (…) Tłumaczyłam, że na to stanowisko jest potrzebna osoba z odpowiednimi kompetencjami, że powinna być wyłoniona w konkursie, że przecież pan Ciążyński, jeśli posiada wiedzę i doświadczenie, to może stanąć do konkursu. To prezes wręcz mnie wyśmiał i powiedział: „to ja powołuje na te stanowiska”. (…) W międzyczasie dowiedzieliśmy się, że będziemy dostawać mniejszą o 20 procent subwencję. Więc ja musiałam w tym samym czasie zwolnić 30 osób oraz na wniosek prezesa zatrudnić człowieka z pensją prawie 40 tys. zł brutto. (…)


  • Sieci pomocowe działające w Polsce niemal całkowicie przejęły odpowiedzialność państwa za organizację aborcji. Mamy naprawdę dosyć dobry (lepszy niż w Niemczech czy Austrii) dostęp do aborcji tabletkami (zgodnej z rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia).

    Miło patrzeć na tak sprawnie działający przypadek demedykalizacji. W państwach rozwiniętych obecnie panuje ekstremalny kredencjalizm: bardzo wiele zawodów wymaga przesiedzenia przez szkołę średnią i wyższą, mimo że wykonywanie ich często nie wymaga prawie żadnej wiedzy z tych etapów uszkolnienia. Tutaj mamy przykłąd na to, że przekredencjalizowane są nawet zawody medyczne: długie studia lekarskie wcale nie muszą być konieczne do przepisywania wielu leków, które są obecnie na receptę.